Parlament i rząd Jej Królewskiej Mości po wyborach z dn. 8 czerwca 2017 r. – komentarze dwojga ekspertów z Uniwersytetu Warszawskiego

8 czerwca 2017 r. odbyły się w Wielkiej Brytanii wybory parlamentarne, które z wielu powodów znalazły się w centrum medialnego zainteresowania. Publikujemy więc komentarze na temat brytyjskiej elekcji autorstwa dwojga ekspertów, reprezentujących Instytut Europeistyki oraz Instytut Nauk Politycznych na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.

***

Krajobraz polityczny po przyspieszonych wyborach parlamentarnych w Zjednoczonym Królestwie w 2017 r.

dr Małgorzata Kaczorowska
Instytut Nauk Politycznych UW
Wydział Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW

W dniu 8 maja 2017 r. odbyły się przyspieszone wybory parlamentarne (snap general election) w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej (Zjednoczonym Króelestwie). Decyzję o nich podjęła brytyjska premier Theresa May 18 kwietnia 2017 r. Wybory miały przynieść zdecydowane zwycięstwo Partii Konserwatywnej i wzmocnić jej mandat w Izbie Gmin, tuż przed mającymi rozpocząć się negocjacjami związanymi z BREXITem.  Tak się nie stało. Po raz kolejny w Królestwie mamy do czynienia z brakiem większości bezwzględnej (wymagane było min. 326 mandatów na 650 możliwych miejsc w Izbie Gmin) przez największe ugrupowanie w parlamencie, czyli z tzw. hung parliament (‘zawieszonym parlamentem’). Ostatni raz sytuacja hung parliament maiła miejsce po wyborach w 2010 r. Spowodowało to powołanie koalicji konserwatystów i liberalnych demokratów, na czele z liderami obu partii, odpowiednio: premierem Davidem Cameronem oraz wicepremierem Nickiem Claggiem.

Wyniki zaskoczyły wszystkich obserwatorów. Około północny z czwartku na piątek były znane zaledwie wyniki z kilku okręgów, wyjątkowo niewiele jak na brytyjskie wybory.

Ostateczny wynik potwierdził wcześniejsze wyniki exit poll. Partia Konserwatywna uzyskała 42,5% w skali całego kraju oraz 318 mandatów (o 13 mniej niż w 2015 r.), Partia Pracy – 40% oraz 262 mandaty (w 2015 r. 232 miejsca). Partia Liberalno-Demokratyczna (LibDem) poprawiła swój wynik sprzed 2 lat i otrzymała 7,4% głosów oraz 12 miejsc (w 2015 r. – 8, ale 7,9% głosów). SNP straciła aż 21 mandatów i uzyskała 35 miejsc w Izbie Gmin (w 2015 r. – 56 miejsc i 4,7% głosów). Z kolei w Irlandii Północnej Demokratyczna Partia Unionistyczna (DUP) poprawiła swój wynik wyborczy z 8 miejsc na 10[1]. Tak jeszcze istotna i wyrazista w 2015 r. Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) Paul Nuttall’a nie wzbudzała już w 2017 tak wielkich emocji, jak dwa lata wcześniej. Ugrupowanie straciło swój jedyny mandat w Izbie  Gmin, a w skali całego Królestwa otrzymało zaledwie 1,8% poparcia, w porównaniu do 2015 r. i 12,7% głosów, a dotychczasowy lider tego ugrupowania zrezygnował ze swojej funkcji. Wzrosła natomiast frekwencja wyborcza, która osiągnęła 68,6%, w porównaniu do 65,6% w 2015 r.

Dzień po ogłoszeniu według badania przeprowadzonego przez Conservative Home Website wśród szeregowych członków Partii Konserwatywnej aż 60% z pytanych oczekiwało, iż premier a zarazem liderka konserwatystów poda się do dymisji, ponieważ założony przez nią przed wyborami cel nie został osiągnięty[2]. Wybory zamiast zapowiadanej przez Theresę May pewności (certainty), przyniosły zamieszanie, wątpliwości i niepewność.

W okręgu wyborczym brytyjskiej premier, w Maidenhead, Berkshire, o mandat walczył z nią  tajemniczy Lord Buckethead, określający siebie jako “intergalactic space lord”, którego rzeczywiste imię i nazwisko nie jest znane; otrzymał aż 249 głosów. Theresa May wygrała z 37 718 głosami. Kontrkandydat z Partii Pracy, Pat McDonald uzyskał ponad trzy razy niższe poparcie i 11 261 głosów.

Wydaje się, że w ostatnich wyborach parlamentarnych w Wielkiej Brytanii zabrakło reprezentacji politycznego “środka” sceny politycznej[3], inaczej mówiąc zabrakło socjalliberalnej alternatywy dla zmodernizowanego socjalistycznego manifestu pokryzysowego „dla wielu a nie tylko dla nielicznych” oraz konserwatywno-liberalnej propozycji oddalenia od Europy. Wyborcy mieli wybór między zdecydowanie lewicową Partią Pracy na czele z radykalnym Jeremy’m Corbyn’em oraz prawicowo-liberalną Partia Konserwatywną Theresy May. Propozycja Partii Liberalno-Demokratycznej pod wodzą jej lidera Tima Farrona nie uzyskała szerszego poparcia, choć sama partia zwiększyła nieco reprezentację w parlamencie.

Zaskoczeniem dla obserwatorów był z pewnością nadzwyczaj dobry wynik Partii Pracy. Uzyskane 40% w skali całego UK to najwyższy od 1997 r. rezultat odnotowany przez to ugrupowanie. Warto podkreślić, iż stało się to w czasie przywództwa kontrowersyjnego polityka jakim jest Jeremy Corbyn. Jego zdecydowane, lewicowe, rzec można socjalistyczne, poglądy na gospodarkę, skłaniały wielu, do wieszczenia początku końca popularności  oraz roli tego ugrupowania na brytyjskiej scenie partyjnej.

Najważniejszymi tematami kampanii była dyskusja nad polityką wewnętrzną i bezpieczeństwa w kraju. Dyskutowano m.in. o poziomie wydatków na NHS, płacach, o  reprywatyzacji niektórych działów gospodarki, jak np. kolei. Należy przyznać, że niedoceniona przez konserwatystów, a rozczarowana wynikiem ubiegłorocznego referendum  sprawie Brexit’u, grupa najmłodszych wyborców stanęła zdecydowanie po stronie Partii Pracy. Frekwencja wśród młodych była niemal o 10% wyższa niż ogólnokrajowa, i osiągnęła ok. 72% wśród wyborców w wieku od 18 do 24 lat. I choć BREXIT nie był głównym tematem tegorocznej kampanii, to jak się wydaje miał on w tym wypadku pewien wpływ na wyniki głosowania.

Wynik czerwcowych wyborów zamiast wyjaśnić, bardzo zdestabilizował nie tylko krajową sytuację  polityczną, ale bardzo skomplikował relacje w samej Partii Konserwatywnej i podważył pozycję Theresy May jako liderki tego ugrupowania. Zaraz po ogłoszeniu ok. 400 osób podpisało deklarację ad hoc wzywającą T. May do ustąpienia ze stanowiska. Jeszcze tego samego dnia, 9 czerwca 2017 r. Theresa May otrzymała pełnomocnictwo Królowej do stworzenia rządu. Rozpoczęły się rozmowy z ewentualnymi partnerami koalicyjnymi, mające na celu uzyskanie poparcia większości bezwzględnej w Izbie Gmin. May podjęła negocjacje z przedstawicielami DUP. Jednak już w niedzielę, 11 czerwca 2017 r., DUP oficjalnie wycofała się z rozmów koalicyjnych. Liderka DUP, Arlene Foster, po konsultacjach w Irlandii Północnej zapowiedziała jednak kontynuowanie rozmów z brytyjską premier dotyczących powyborczej sytuacji politycznej, w tym tez prawdopodobnie ewentualnej współpracy.

W Szkocji największym przegranym okazała się Szkocka Partia Narodowa i jej liderka Nicola Sturgeon. Ugrupowanie to nie powtórzyło już wspaniałego wyniku z 2015 r., kiedy uzyskało aż 56 mandatów na 59 możliwych (od zmiany wprowadzonych w 2004 r. na Szkocję przypada 59 miejsc w Izbie Gmin, a SNP wystawia swoich kandydatów tylko w tych okręgach właśnie). Aczkolwiek wynik 25 mandatów i ok. 3% poparcia w skali kraju, nie jest złym wynikiem. Wydaje się jednak, że część wyborców SNP odwróciła się od SNP w obliczu zapowiadanego przed wyborami przez szefową Szkockiej Egzekutywy Nicolę Sturgeon drugim referendum niepodległościowym (Indyref2). Jak się wydaje swego rodzaju obawą przed tym należy też tłumaczyć bardzo dobry wynik Partii Konserwatywnej w Szkocji i 13 mandatów uzyskanych w okręgach w tej części Królestwa – to najlepszy wynik tego ugrupowania w Szkocji od 1982 r. (Labour Party wygrała w 7 okręgach szkockich, a liberalni demokraci w czterech).

Reasumując, po wstępnej analizie wyników brytyjskich wyborów parlamentarnych 2017 można stwierdzi, że jest to powrót do dwupartyjności rozumianej zgodnie z założeniami blondelowskiego modelu. Możemy o nim mówić wówczas, kiedy dwie największe partie polityczne w systemie dominują uzyskując łącznie poparcie na poziomie min. 80% lub większe. Do tej pory, już od połowy lat 70. XX w., w Królestwie brytyjskim można było obserwować spadek poparcia dla dwóch najsilniejszych partii politycznych. W 1997 r. indeks poparcie dla najsilniejszych, relewantnych ugrupowań politycznych to 73,9%, w 2001 r. – 72,4%, w 2005 r. – 67,6%, a w 2010 r.  – 65,1 % i w 2015 r. – 67,3%. Natomiast, w dniu 8 czerwca 2017 r. dwie najsilniejsze, brytyjskie partie polityczne uzyskały łącznie aż ca. 82,5%. Mimo to, jednak żadna z partii nie uzyskała w Izbie Gmin większości bezwzględnej – niezbędnej do swobodnego utworzenia rządu zgodnie z założeniami westminsterskiego modelu demokracji Arenda Lijpharta. Otwartym wciąż pozostaje odpowiedź na pytania: czy utrzyma się wzrostowy trend poparcia dla Partii Pracy, i czy nie jest to koniec jeszcze dwa lata temu zaskakującej w sondażach popularności partii UKIP.

Wydaje się, że obecnie możliwe są trzy scenariusze rozwoju sytuacji politycznej w Zjednoczonym Królestwie. Pierwszy, w którym Theresa May utworzy rząd  wspierany przez większość w parlamencie, bez tworzenia koalicji. Drugi, to powstanie rządu koalicyjnego z Partią Konserwatywną na czele. I w końcu trzeci,  w którym w obliczu problemów z uzyskaniem poparcia w Izbie Gmin, w  najbliższym czasie (może już za kilka miesięcy, a jeszcze w tym roku) odbędą się przyspieszone wybory do Izby Gmin. Nie wydaje się, by Jeremy Corbyn za wszelką cenę dążył w tym rozdaniu do przyjęcia na siebie odpowiedzialności za ewentualne tworzenie rządu. Dzień po ogłoszeniu wyników wyborów, Królowa zgodnie z konwenansem konstytucyjnym powierzyła Theresie May misję stworzenia nowego rządu.

Czy stabilizujący dwupartyjność trend poparcia dla najsilniejszych graczy na scenie partyjnej utrzyma się w przyszłości? – By odpowiedzieć i na to pytanie musimy poczekać do kolejnych wyborów parlamentarnych.

________________________

[1] 2015 UK general election result, https://www.electoralcommission.org.uk/find-information-by-subject/elections-and-referendums/past-elections-and-referendums/uk-general-elections/2015-uk-general-election-results, data dostępu, 11.06.2017.

[2] Rob Merrick, Election result: Theresa May has lost the support of Conservative party members who want her to resign, finds survey, „The Independent”, 10 June 2017,

[3] The Labour Party’s surce. Cor!, „The Economist”, June, 2017, s. 28-29; Parliamentary prospects, „The Economist”, Ibidem, s. 29.

***

Wyzwania dla polityki brytyjskiej po wyborach parlamentarnych

dr Przemysław Biskup
Instytut Europeistyki UW
Wydział Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW

Wybory do Izby Gmin, które odbyły się w dn. 8 czerwca 2017 r., przyniosły niespodziewaną zmianę równowagi na brytyjskiej scenie politycznej i mogą znacząco skomplikować relacje UK z UE, a także z jej najbliższym sąsiadem – Republiką Irlandii.

 

Wynik wyborów

Problem interpretacji wyniku wyborów do Izby Gmin jest wbrew pozorom skomplikowany.
Z jednej strony zamiast prognozowanego przez większość sondażów co najmniej klarownego zwycięstwa  Partii Konserwatywnej, które miało powiększyć jej stan posiadania w Izbie Gmin, doszło do utraty 30 dotychczasowych mandatów (w tym w tak bezpiecznych okręgach jak londyński Kensington), z drugiej jednak strony wybory przyniosły powiększenie liczby głosów oddanych na tę partię o ok. 2,5 mln, udziału w oddanych głosach z 37% do 42% oraz zdobycie kilkunastu nowych mandatów (w tym 12 Szkocji, gdzie torysi uchodzili jeszcze w 2015 r. za niewybieralnych). Wynik Partii Konserwatywnej był przy tym najlepszym wynikiem jakiejkolwiek partii odniesionym od lat 80. w wyborach powszechnych i w każdych z wyborów w tym okresie przyniósłby miażdżące zwycięstwo liczone mandatami.

Kluczową przyczyną, dla której prognozy korzystne dla torysów się nie sprawdziły była znakomita kampania wyborcza Partii Pracy oraz konsolidacja głosów na rzecz dwóch partii dominujących. Kampania laburzystów, skupiona na kwestiach polityki społecznej, zaktywizowała zwłaszcza ludzi młodych (18-35 lat) i jak wskazują wstępne wyniki badań społecznych podniosła frekwencję w tej grupie wiekowej z ok. 45% do 60-80%. Tak znacząca mobilizacja ww. grupy wyborców znacząco wpłynęła na prognozowaną frekwencję i w wielu okręgach wyborczych ze znaczącym udziałem wyborców w ww. wieku zmieniła ich wynik (np. przegrana Nicka Clegga w okręgu Sheffield Hallam, gdzie mam siedzibę University of Sheffield i gdzie zarejestrowało się jako wyborcy wielu studentów). Jednocześnie jednak należy zwrócić uwagę, że wybory te nie przyniosły zwycięstwa Partii Pracy – klarownie pozostaje ona na drugiej pozycji za Partia Konserwatywną.

Warto także zwrócić uwagę na dwa inne trendy wyraźnie zaznaczone w kampanii. Po pierwsze, wybory te zostały zwołane w kontekście Brexitu i początkowo tematyka ta dominowała w kampanii wyborczej, przynosząc wysokie notowania torysom. Dynamika kampanii zaczęła się zmieniać dopiero w jej połowie, kiedy kwestie Brexitu zostały zdominowane przez kwestie polityki społecznej – zmiana ta jednak była możliwa dopiero po wyklarowaniu się pozycji Partii Pracy w stronę jednoznacznego poparcia Brexitu, w tym przywrócenia kontroli władz UK w zakresie imigracji z UE. W efekcie, partie jednoznacznie popierające Brexit uzyskały w wyborach poparcie rzędu 90%, zaś partie zapowiadające odrzucenie Brexitu (LibDems, SNP, Greens) uzyskały poparcie jedynie kilkunastu procent wyborców.

Po drugie, wyborcy zdecydowali o obniżeniu pozycji dwóch partii rządzących: torysów w UK i SNP w Szkocji, najprawdopodobniej z powodu odrzucenia ich nadmiernie radykalnych propozycji związanych z Brexitem (torysi) oraz niepodległością (SNP). Obie te partie nie tylko straciły szereg mandatów, ale także szereg prominentnych parlamentarzystów (torysi: m.in. 10 członków rządu, SNP: m.in. byłego lidera partii oraz byłego szefa klubu parlamentarnego w Westminsterze). Jednocześnie wynik wyborczy w postaci tzw. zawieszonego Parlamentu, w którym żadna partia nie ma większości i w którym istnieją bardzo ograniczone możliwości formowania koalicji, wskazuje dodatkowo na konieczność rozwijania przez kluczowe partie bardziej umiarkowanego i konsensualnego podejścia do polityki.

Formowanie rządu

Pierwszoplanowym wyzwaniem powyborczym jest sformowanie nowego rządu w warunkach zawieszonego Parlamentu. W odniesieniu do obecnej arytmetyki parlamentarnej w Izbie Gmin możliwe jest w praktyce sformowanie tylko jednej koalicji parlamentarnej, pomiędzy Partią Konserwatywną (zdobyła 318 na 650 mandatów) oraz Demokratyczną Partią Unionistyczną z Irlandii Północnej (10 mandatów), co powinno zapewnić minimalną większość rządowi w kluczowych głosowaniach. Zwróćmy uwagę, że koalicja konkurencyjna pod przywództwem Partii Pracy, skupiająca 5 partii, łącznie dysponowałaby poparciem na poziomie samej Partii Konserwatywnej. Realną alternatywą dla koalicji konserwatywnej są zatem kolejne przyspieszone wybory.

Podstawowym źródłem problemów w formowaniu koalicji konserwatywnej jest natomiast status DUP jako największego ugrupowania unionistycznego/protestanckiego w Irlandii Północnej. Od końca lat 90. w prowincji tej rozwija się proces wygaszania wojny domowej, którego kluczowym elementem było przyjęcie przez rząd brytyjski, we współpracy z rządem Republiki Irlandii oraz wsparciem USA i UE, pozycji bezstronnego arbitra pomiędzy wspólnotami republikańską/katolicką i unionistyczną/protestancką oraz stopniowe przekazywania władzy w ramach autonomii krajowej w ręce lokalnych partii, z których najtwardsze stanowiska zajmują odpowiednio Sinn Fein oraz właśnie DUP. Obie partie te  były oskarżane o współpracę z ugrupowaniami terrorystycznymi. Po wyborach do parlamentu krajowego w maju 2016 r. oraz kolejnych w marcu 2017 r. mieliśmy do czynienia z polaryzacją krajowej sceny politycznej w postaci przesuwania się głosów wyborców z partii umiarkowanych na rzecz właśnie SF i DUP, w tym z nieudanymi próbami sformowania rządu krajowego. Trend ten trwa i w czwartkowych wyborach do Izby Gmin obie ww. partie zdobyły 17 z 18 mandatów przypadających Irlandii Północnej.

W rezultacie, sformowanie kolacji konserwatywnej w Westminsterze wprost zagrozi bezstronności pozycji rządu UK w stosunku do pozostałych sił politycznych w Irlandii Północnej, zwłaszcza w przypadku fiaska kolejnych starań o sformowanie koalicji rządowej w parlamencie krajowym. Wówczas prawo przewiduje powrót uprawnień do zarządzania tą prowincją do Londynu. W rezultacie DUP byłaby postrzegana jako faktyczny zarządca Irlandii Północnej za pośrednictwem rządu UK.

Z powyższego punktu widzenia kluczową kwestią będzie zatem zachowanie transparentności procesu formowania koalicji w Westminsterze, z jasnym określeniem profitów mających przypaść DUP i podkreśleniem ich pozytywnego wpływu na całą Irlandię Północna (np. dodatkowe finansowanie inwestycji w tej prowincji z dotacji Londynu). Z drugiej strony, obie partie wykluczają pełne zbliżenie w postaci koalicji rządowej (na wzór 2010 r.) i planują koalicję parlamentarną (confidence and supply), która jest znacznie mniej zobowiązująca dla obu stron, ale też mniej stabilna. Kluczowe rozbieżności dotyczą stosunku do Brexitu, a także kwestii kwestii polityki społecznej (np. stosunku do aborcji i małżeństw jednopłciowych), które jednak pozostają zasadniczo w gestii rządów krajowych a nie władz centralnych UK. Pozycja DUP jest skomplikowana: partia ta popiera Brexit, podobnie jak jej wyborcy, ale jednocześnie jako potencjalnie rządząca partia w Irlandii Północnej musi ona obrać pod uwagę stanowisko ogółu tamtejszych wyborców, którzy odrzucili Brexit. Ponadto DUP oczekuje takiego uregulowania relacji UK-UE, aby granica pomiędzy Irlandią Pn. a Republiką pozostała maksymalnie otwarta, co w praktyce oznacza odrzucenie idei „twardego Brexitu”.

Pozycja Partii Konserwatywnej w przededniu wotum zaufania dla nowego rządu jest także skomplikowana. Po pierwsze, panuje powszechne przekonanie, że Pani May utraciła osobisty mandat wyborczy do dalszego rządzenia i jej dalsze trwanie jako premiera ma charakter tymczasowy. Po drugie, Pani May jako premier ma szczególną pozycję konstytucyjną, która zapewnia niekwestionowane pierwszeństwo torysom w formowaniu rządu. Gdyby zrezygnowała ona z tej funkcji, pozycja Partii Pracy bardzo by się wzmocniła. W efekcie, obecnie obserwować można zwieranie szeregów ugrupowania wokół osoby Pani May i odłożenie kwestii wyboru nowego przywódcy do czasu sformowania sprawnie działającej koalicji. Po trzecie, ciągłość personalna jest bardzo wskazana z uwagi na rozpoczynające się 19 czerwca br. negocjacje z UE nt. Brexitu. Warto zwrócić uwagę, że nowy rząd uzyska formalne wotum zaufania już po tym dniu. Po czwarte, wraz z sukcesem Partii Konserwatywnej w wyborach na terenie Szkocji, wzmocniła się grupa posłów konserwatywnych o poglądach proeuropejskich, ale nie zmniejszyła się liczebność grupy posłów konserwatywnych o poglądach radykalnie eurosceptycznych, co wzmocni skalę napięć wewnętrznych wśród torysów – w warunkach, kiedy zachowanie jedności tej partii w każdym głosowaniu przy 100% frekwencji będzie kluczowe.

Debata nt Brexitu

Brytyjska debata na temat Brexitu ulegnie znaczącym zmianom. Z jednej strony, wybory, często interpretowane jako „dogrywka” do referendum z czerwca 2016 r., przyniosły miażdżący sukces ugrupowaniom popierającym Brexit. Z drugiej strony, wyborcy równie klarownie odrzucili supremację ugrupowań prezentujących skrajne wersje Brexitu: wizję UKIP i niektórych torysów „twardego Brexitu” oraz wizję SNP Brexitu jako kroku w stronę niepodległości. Interpretacja taka jest wzmacniana przez realia nowej arytmetyki parlamentarnej oraz konwenanse konstytucyjne, które z jednej strony jako alternatywę dla rządu mniejszościowego torysów opartego o koalicję parlamentarną z DUP pozostawiają kolejne przyspieszone wybory, z drugiej zaś strony odbierają programowi ww. rządu ochronę ze strony konwencji Salisburego w Izbie Lordów (gdzie torysi nie mają większości) oraz zmuszają do poszukiwania porozumienia z co najmniej Partią Pracy, jeżeli wyniki negocjacji z UE mają zostać sprawnie ratyfikowane przez Izbę Gmin.

W konsekwencji, wybory z 8 czerwca br. do Izby Gmin – jeżeli proces formowania koalicji torysi-DUP zakończy się powodzeniem – paradoksalnie wzmacniać będą zapotrzebowanie na pogłębioną debatę na temat natury Brexitu w UK, w ramach której konieczne będzie wypracowanie narodowego konsensu, uwzględniającego prymat Brexitu nad członkostwem w UE i jednocześnie prymat osiągnięcia porozumienia UK-UE nad Brexitem jednostronnym (prezentowanym przez Panią May przed wyborami zgodnie z logiką, iż brak porozumienia jest lepszy od porozumienia na słabych warunkach).

Jednocześnie trzeba podkreślić znaczenie komplikacji, jakie obecna sytuacja wywoływać będzie po stronie UE i związaną z tym potrzebę samoograniczenia. Po pierwsze, rząd brytyjski w obecnych okolicznościach nie jest w stanie zagwarantować ratyfikacji porozumienia z UE, jeżeli nie będzie ono zgodne z ww. konsensem narodowym, w tym jeżeli nie będzie ono do zaakceptowania również dla twardych eurosceptyków – w obecnej sytuacji każda poważniejsza siła w parlamencie brytyjskim ma faktycznie prawo weta w tej sprawie. Po drugie, znacząco wzrasta prawdopodobieństwo Brexitu bez porozumienia (czyli „najtwardszego” Brexitu), z uwagi na dominację aktorów, którym przysługuje weto nad aktorami, którzy kreują pozytywną wizję porozumienia – zarówno po stronie UE, jak i UK. Po trzecie, problemy rządu UK zaczęły się bezpośrednio łączyć i przekładać na problemy rządu krajowego w Irlandii Północnej i odwrotnie, co będzie musiało powodować podwyższenie w tym zakresie stawki negocjacji nie tylko dla UK, ale także dla Republiki Irlandii.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Aktualności, Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Możliwość komentowania jest wyłączona.