
dr Radzisława Gortat, adiunkt w Instytucie Nauk Politycznych UW, ekspert Ośrodka Analiz Politologicznych UW
Ruszyła oficjalna kampania przed elekcją parlamentarną w Kirgistanie, która odbędzie się 4 października 2015. O 120 mandatów w jednoizbowym parlamencie (Żogorku Kenesz) walczyć będzie 14 partii politycznych. Po raz pierwszy w historii głosowanie odbędzie się na podstawie elektronicznego spisu wyborców, opartego na biometrycznej identyfikacji obywateli, a także zastosowaniu automatycznych urn, liczących oddane głosy. Innowacje techniczne sfinansował rząd Japonii.
Wysoka stawka elekcji
Październikowe wybory zdecydują czy eksperyment z rządami parlamentarnymi, zapoczątkowany po drugiej kirgiskiej rewolucji w roku 2010 utrzyma się i umocni, czy Kirgistan podąży w kierunku innych autorytarnych państw WNP, zdominowanych przez spersonalizowane rządy prezydenckie. Członkostwo w Euroazjatyckiej Wspólnocie Gospodarczej, rządzonej przez autorytarnych przywódców, którzy byli sceptyczni wobec kirgiskiego eksperymentu z demokracją, stanowi duże wyzwanie dla modelu rządów, ustanowionych przed pięciu laty. Ambiwalencja cechuje też elity, które znalazły się u władzy w wyniku pierwszego cyklu wyborczego lat 2010-2011. Liczne podziały w kirgiskim społeczeństwie i elicie władzy, autentyczna konkurencja wyborcza, a także pamięć o przeszłych protestach stanowią jednak pewne ograniczenie dla tendencji autorytarnych i nachalnych manipulacji wyborczych.
Krajobraz przed bitwą
Przedwyborczy Kirgistan jest widownią chaotycznych i niespójnych działań większości instytucji i aktorów politycznych. Lokują się one między demokratycznymi deklaracjami i wymogami działania w zgodzie z nową konstytucją, która miała wykluczyć możliwość zdominowania życia politycznego przez jedną partię lub organ władzy, a chęcią zdobycia lub maksymalnego rozszerzenia własnych wpływów drogą formalną i nieformalną. Dotyczy to przede wszystkim obozu rządzącego, lecz również polityków, którzy wypadli z niego, a także nowych pretendentów do władzy. Ich interesy są zróżnicowane, a nierzadko sprzeczne. Scharakteryzujmy pokrótce stawki, o które grają główni aktorzy tej kampanii.
Prezydent
Wynik elekcji parlamentarnej 2015 będzie mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości obecnego prezydenta Ałmazbek Atambajewa. Jego jedyna 6-letnia kadencja kończy się w grudniu 2017 roku. Atambajew zadeklarował, że nie zamierza iść w ślady swych poprzedników
i przedłużyć swoich rządów drogą manipulacji konstytucyjnych. Ustawa zasadnicza ustanowiła zresztą memorandum na takie zmiany do 1 września 2020 roku. Mimo to wiosną 2015 roku sformułowano projekt „punktowych” zmian ustroju politycznego, które chciano wprowadzić w drodze referendum, wraz z wyborami parlamentarnymi. Propozycje szły w kierunku rozszerzenia uprawnień premiera, ograniczenia niezawisłości sądów oraz przekształcenia Izby Konstytucyjnej Sądu Najwyższego w organ konsultacyjno-doradczy, a także osłabienia immunitetu deputowanych oraz wzmocnienia roli liderów partyjnych wobec deputowanych i frakcji parlamentarnych. Komentatorzy sugerowali, że Atambajew przygotowuje w ten sposób grunt dla objęcia urzędu premiera po ukończeniu swej jedynej kadencji prezydenckiej, by następnie powielić rosyjski wzorzec: prezydent-premier-prezydent. Jednakże z rewizji konstytucji Atambajew sam się wycofał pod koniec czerwca na skutek krytyki wewnętrznej i międzynarodowej. Feliks Kułow, przewodniczący rządzącej koalicji twierdzi jednak, że projekt wróci z pewnością po wyborach, gdyż „proces się zaczął i nie można go już zatrzymać”. Z tego względu układ sił w parlamencie, jaki wyłoni się 4 października będzie mieć zasadnicze znaczenie dla kierunku ewolucji ustrojowej Kirgistanu, gdyż parlament VI kadencji będzie funkcjonował dłużej niż kadencja obecnego prezydenta.
Partie parlamentarne
Konstytucja 2010 roku wprowadziła zasadę tworzenia rządu z większości parlamentarnej, wyłonionej w proporcjonalnych wyborach na listy partyjne z 5% progiem ogólnokrajowym i 0,5% progiem regionalnym. Uprawnienia prezydenta ograniczono. W 2010 r w parlamencie znalazło się pięć partii o zbliżonej sile mandatów (Ata Dżurt-28, SDPK-26, Ar Namys – 25, Respublika-23, Ata-Meken-18). W tych warunkach rozpoczęła się praktyka rządów koalicyjnych, stanowiąca ewenement w posowieckiej Azji Centralnej. W ciągu pięciu lat Kirgistan miał pięciu premierów, wyłonionych przez trzy koalicje rządowe. W trakcie kadencji parlamentu dezintegracji uległy wszystkie frakcje parlamentarne – poza proprezydencką Socjaldemokratyczną Partią Kirgistanu ( SDPK).
Od 2012 władzę sprawuje trójpartyjna koalicja, składająca się z SDPK oraz Ata Meken i Ar Namys, która nominowała trzech ostatnich premierów. Premierzy nie byli liderami partii ani frakcji parlamentarnych. Pozwoliło to prezydentowi i jego administracji odgrywać dużo większą rolę w procesie rządzenia niż wynikałoby to z jego konstytucyjnych uprawnień. Umiejętnie żonglując między interesami grup politycznych, biznesowych i klanowych, czwarty prezydent Kirgistanu zdołał ustabilizować sytuację w kraju, co spowodowało również redukcję kirgistańskiej „mitingokracji”.
Strategie przedwyborcze: punkt startu
Trzy cechy charakteryzują układ sił przed nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi. W pierwszym rzędzie fakt, że proprezydencka SDPK, która osiągnęła drugi wynik wyborczy w 2010 roku, wysunęła się na czołowe miejsce w życiu politycznym. Była główną partią, tworzącą wszystkie gabinety, obsadziła stanowisko przewodniczącego parlamentu w 2012 i zdobyła znaczące wpływy w radach lokalnych i administracji samorządowej. Prezydent Atambajew, który zrezygnował z członkostwa w tej partii w momencie obejmowania swego urzędu w roku 2011, od pewnego czasu nazywa ją „partią prezydencką” i promuje w obecnej kampanii wyborczej jako podporę swej polityki stabilności. Bez wątpienia chce uczynić z niej wehikuł swej dalszej kariery politycznej. Wymagałoby to znacznego zwiększenia jej reprezentacji parlamentarnej, a najlepiej osiągnięcia maksimum tego, na co pozwala obowiązująca konstytucja jednemu ugrupowaniu, czyli uzyskania 60% mandatów Żogorku Kenesza (65 mandatów). Przesłanki powodzenia istnieją: SDPK dysponuje dużymi zasobami finansowymi, medialnymi i administracyjnymi; wciągnęła też na swe listy kilku wybijających się deputowanych z innych frakcji parlamentarnych. Jej kartą atutową jest relatywna popularność Atambajewa oraz otwarcie granic z Kazachstanem i Rosją po wstąpieniu Kirgistanu do Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej. Jednakże wysokie zwycięstwo wyborcze wcale nie jest pewne, jeśli wybory będą uczciwe. Wyzwania stwarza duża konkurencja ze strony innych pretendentów, afery korupcyjne i niezbyt przekonujący kandydaci w czołówce listy SDPK oraz kiepska sytuacja ekonomiczna kraju.
Drugim czynnikiem, określającym sytuację przedwyborczą, jest narastanie napięć w koalicji rządzącej na tle strategii walki o mandaty. W czerwcu Omurbek Tekebajew, lider najstarszej kirgiskiej partii Ata Meken, współtworzącej obecny rząd premiera Temira Sarijewa, zdecydował się na demonstracyjne posunięcie, jednocząc się z partią Melisa Myrzakmatowa. Ten ostatni to zdymisjonowany w końcu 2013 roku mer Osz. Po roku od dymisji prokuratura wszczęła przeciwko niemu śledztwo oskarżając go o przekroczenie uprawnień na stanowisku mera, a następnie wysłała za nim list gończy. Tekebajew zawarł też sojusz z ugrupowaniami radykalnej młodzieży oraz wystąpił z krytyką władzy niczym opozycjonista. Umieszczenie Myrzakmatowa na trzecim miejscu listy kandydatów Ata Meken obliczone było na poważne rozszerzenie jej elektoratu na południu, gdzie Atambajew i SDPK mają małe poparcie. Spekulowano nawet, że Ata Meken i Ar Namys stworzą wspólną listę wyborczą i uzyskają wynik, który sparaliżuje plany polityczne prezydenta. Tak się jednak nie stało z dwóch powodów. Myrzakmatowa w lipcu pośpiesznie skazano na 7 lat więzienia w trybie zaocznym, gdyż przebywa on zagranicą, zaś Feliks Kułow zdecydował, że jego ugrupowanie pójdzie do wyborów samodzielnie.
Sama Ar Namys, drugi współkoalicjant SDPK w rządzie Sarijewa, nie ma obecnie większego znaczenia, gdyż straciła większość swych deputowanych, którzy uzyskali mandaty z listy tej partii w 2010 roku. Z zamysłu powołania „narodowego ruchu opozycyjnego” pod jego skrzydłami nic nie wyszło. U progu kampanii wyborczej Kułow zawarł tylko egzotyczny sojusz z dwoma liberalnymi deputowanymi, usuniętymi uprzednio z frakcji Ata Meken, którzy reprezentują jawnie prozachodnie stanowisko, podczas gdy Kułow jest otwartym zwolennikiem opcji prorosyjskiej. W Biszkeku krążą opinie, że partia ta nie przekroczy progów wyborczych i znajdzie się poza parlamentem po październikowej elekcji.
Trzecia cecha układu przedwyborczego ma charakter paradoksalny. Z jednej strony jest nią brak wyraźnej opozycji politycznej wobec prezydenta i koalicji rządzącej, z drugiej zaś duża liczba ugrupowań rywalizujących z nimi o mandaty. 11 z 14 zarejestrowanych ugrupowań stanowią partie typu „komitet wyborczy”, stworzone przed elekcją przez różne odłamy elity władzy i pieniądza. Najliczniejszą i najbardziej znaczącą konstelację wśród nich stanowią ugrupowania stworzone przez secesjonistów z frakcji parlamentarnych Ata Dżurt i Respubliki. Obie partie uczestniczyły w pierwszym rządzie po wyborach 2010, stworzonym przez premiera Atambajewa, Respublika weszła także w skład drugiego rządu pod przywództwem swego lidera Omurbeka Babanowa, ale potem doświadczyły rozłamów i zostały zepchnięte na margines sceny politycznej. To, co z nich pozostało, zebrał były premier Babanow w zjednoczeniu pod nazwą Respublika-Ata Dżurt. Secesjoniści z frakcji parlamentarnych obu partii wykreowali kilka nowych ugrupowań (Onuguu-Progress, Bir Bol, Kirgistan i inne), które przygarnęły też uciekinierów z Ar Namys. Partie te mają na ogół dużo pieniędzy, lecz ich szanse wyborcze trudno ocenić, gdyż są nowymi bytami na scenie politycznej. Pozostałe ugrupowania startujące w wyborach są trudne do jednoznacznej klasyfikacji. Znajdują się wśród nich „klony” SDPK, wykreowane po to, by ominąć ustawowy próg 60% mandatów dla jednej partii i samodzielnie rządzić. I dziwne mariaże, jak w przypadku partii Emgek, założonej przez Askara Sałymbiekowa, właściciela największego bazaru w Biszkeku, która weszła w sojusz z Adachanem Madumarowem, liderem nacjonalistycznej partii Butun Kyrgyzstan z południa. Jest także Partia Bezpartyjnych, z partyjną przeszłością niektórych kandydatów, a także jedno ugrupowanie rzeczywiście nie-elitarne – jego lista nie zawiera ani jednego znanego nazwiska.
Nomadyzm polityczny w tym zbiorze jest nieporównanie większy niż w przypadku partii koalicji rządzącej. Lojalność partyjna jest w Kirgistanie zjawiskiem w najlepszym razie bardzo rzadkim. Politycy lawirują swobodnie pomiędzy mniej lub bardziej wirtualnymi partiami, szukając najbardziej perspektywicznej formacji i możliwie wysokiego miejsca na jej liście wyborczej. Liderzy takich partii-platform wyborczych traktują je jako wehikuł własnego sukcesu i również rekrutują kandydatów na swe listy na zasadzie:, „kto da więcej”. Dwie czerwcowe wypowiedzi polityków dobrze oddają to zjawisko: „Chcę startować w wyborach, ale jeszcze nie wiem z jakiej partii – powiedział Tokon Mamytow, deputowany Ar Namys, były wicepremier, szef MSW i piastun innych wysokich stanowisk. „W grę wchodzi wybór między partiami Bir Bol, SDPK, Respublika-Ata Dżurt, Kirgistan i Zamandasz. Z tego powodu przeprowadziłem rozmowy z przedstawicielami tych partii. W ciągu 10-15 dni podejmę decyzję, z która z nich pójdę do wyborów”. Podobnie brzmi Ischak Masalijew, lider pozaparlamentarnej Partii Komunistów Kirgistanu i biznesmen: „W ciągu ostatnich 3 miesięcy otrzymałem propozycje od wszystkich wiodących partii w republice, bym poszedł na wybory z ich listy. Przeanalizowawszy każdą z nich, doszedłem do wniosku, że „Onuguu” jest najbardziej perspektywiczną i jednocześnie najbardziej bliska ideologii Partii Komunistów Kirgistanu (sic!). Nie zamierzam opuszczać szeregów PKK i wchodzić w skład „Onuguu”, ale teraz można wejść na listę kandydatów jednego ugrupowania politycznego, będąc członkiem innego”. Podjąwszy taka decyzję, Masalijew zrezygnował jednak z funkcji przewodniczącego PKK. Inni nie zadawali sobie nawet takiego trudu.
Cytaty te odzwierciedlają dwie charakterystyczne cechy kirgiskiego życia politycznego. Jednym z nich jest łatwość zmiany afiliacji partyjnych, gdyż kirgiskie partie nie mają żadnych ideologii ani utrwalonej tożsamości – może z wyjątkiem Ata Meken i, po części, SDPK, identyfikowanych przez nazwiska ich liderów. Z drugiej strony, zachodzi jednak proces łączenia się rozdrobnionych molekuł w szersze konstelacje, z czego może się w przyszłości wyłonić zarys systemu partyjnego.
Ramy formalno-prawne elekcji i specyfika kirgiskiej kampanii parlamentarnej
Zaliczka wyborcza
Pierwsza odsłona walki o mandaty już się dokonała. Zadecydowały o tym nie głosy wyborców, lecz pieniądze. Nowa ordynacja wyborcza, uchwalona wiosną 2015 podniosła dziesięciokrotnie wartość zaliczki wyborczej, które musiały wpłacić partie dla uzyskania rejestracji swej listy kandydatów. Wynosi ona obecnie 5 mln somów (równowartość około 80 tysięcy dolarów) i nie podlega zwrotowi o ile partia nie uzyska przynajmniej 5% głosów w skali kraju. Zaliczki nie wpłaciła ponad połowa z 34 ugrupowań, które zadeklarowały chęć uczestnictwa w elekcji. Niemniej 14 ugrupowań pokonało tę barierę. W kolejności alfabetycznej są to: Aalam-Partia Bezpartyjnych, Ar Namys, Ata Meken, Azattyk, Bir Bol, Butun Kyrgyzstan-Emgek, Kongres Narodów Kyrgyzstana, Meken Ynymagy, Kyrgyzstan, Onuguu-Progress, Respublika-Ata Dżurt, SDPK, Uluu Kyrgyzstan i Zamandasz. Fakt ten świadczy o paradoksalnym zjawisku: wraz z postępami demokratyzacji rośnie oligarchizacja elity politycznej. Sprzyja temu wiele czynników, w tym uwarunkowania instytucjonalne.
Partie polityczne w Kirgistanie nie są finansowane z budżetu ani nie otrzymują zwrotu kosztów kampanii wyborczych. Dlatego uczestnictwo w wyborach jest sprawą mobilizacji zasobów finansowych i organizacyjnych samych kandydatów. W praktyce czołówki list wyborczych okupują głównie wysocy urzędnicy i bogaci przedsiębiorcy, co znaczy prawie to samo, gdyż dostęp do zasobów państwa wydatnie sprzyja powodzeniu w biznesie, zaś zdobyte tą drogą kapitały ułatwiają walkę o stanowiska i wpływy polityczne. Mandat deputowanego jest bardzo cenny, gdyż chroni przed wymiarem sprawiedliwości i ułatwia
lobbing własnych interesów. To zachęca do walki o jego zdobycie także osoby, które weszły w konflikty z prawem, w tym majętnych członków grup przestępczości zorganizowanej (np. kontrolerów przerzutu narkotyków).
Sposób wyłaniania parlamentu
Wybory 120 deputowanych Żogorku Kenesza odbędą się przez głosowanie na listy partyjne w jednym ogólnonarodowym okręgu wyborczym wedle zasady proporcjonalnej. W podziale mandatów będą uczestniczyć tylko te partie, które pokonają podwójny próg wyborczy. Ten także podniesiono. Teraz wymaga on zdobycia ponad 7% głosów w skali kraju oraz uzyskania co najmniej 0,7% głosów oddanych regionalnie (tj. w każdym z siedmiu obwodów, odpowiedniku polskich województw, a także w dwu miastach stołecznych – Biszkeku i Osz). Ale nawet tak wysoka bariera nie dawała spokoju elicie rządzącej w trosce o przyszłą konfigurację parlamentu i swe miejsce w niej. W końcu czerwca Feliks Kułow, przewodniczący rady koalicji rządzącej, zgłosił propozycję podniesienia progu wyborczego do 10%, lecz propozycja ta przepadła w pierwszym czytaniu. O krok od akceptacji była druga jego propozycja, by podnieść ogólnokrajowy próg do 9% przy jednoczesnym obniżeniu progu regionalnego do 0,5%; w drugim czytaniu zabrakło do jej przyjęcia tylko kilku głosów.
Pozostał więc 7% próg ogólnokrajowy i 0,7% próg regionalny, które i tak stanowią bardzo wysoką poprzeczkę. Nie wiadomo ile partii zdoła pokonać tę barierę. Eksperci szacują, że w parlamencie znajdą się 3-4 partie, ale trudno ocenić trafność tych prognoz, gdyż w przeciwieństwie do poprzednich wyborów, obecnie nie publikuje się żadnych sondaży przedwyborczych. Zamawiają je aktorzy polityczni na swój własny użytek.
Listy kandydatów
W celu uzyskania rejestracji, poza wspomnianą wyżej zaliczką, partie polityczne musiały przedstawić listę kandydatów, zawierającą nie mniej niż 120 i nie więcej niż 200 nazwisk. Listy musiały spełniać wymóg trzech kwot: zawierać przynajmniej 30% kobiet oraz przynajmniej po 15% przedstawicieli mniejszości narodowych i osób do lat 35. W praktyce ten wymóg traktuje się dość liberalnie: wstawienie na listę kandydatów np. 30-letniej Rosjanki spełnia od razu trzy kryteria: płci, wieku i etniczności. Kandydaci z wymienionych grup lokowani są na ogół na dalszych miejscach listy wyborczej, co sprawia, że ich faktyczna reprezentacja w parlamencie jest trochę niższa od ustawowej kwoty (kobiety) lub dużo niższa (mniejszości narodowe i młodzież). Listy kandydatów musiały być zatwierdzone przez zjazdy partyjne, a następnie zaakceptowane przez Centralną Komisję Wyborczą.
W poprzednich wyborach CKW weryfikowała je głównie pod względem respektowania kwot i innych wymogów proceduralnych. W tym roku szczególnym przedmiotem jej zainteresowania było ustalenie, czy kandydaci nie byli karani oraz czy nie należą do grup przestępczości zorganizowanej. W tym celu zwrócono się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o sprawdzenie informacji o kandydatach w jego bazie danych. Nie sposób jednak nie dostrzec, że ta niespecyficzna i budząca znaki zapytania praktyka miała jeden główny cel: wyeliminowanie Melisa Myrzakmatowa z listy wyborczej Ata Meken. CKW debatowała nawet czy nie unieważnić listy tej partii z powodu umieszczenia na niej kandydata z 7-letnim wyrokiem, który w dniu rejestracji został potwierdzony przez sąd drugiej instancji. Ostatecznie odstąpiono od tego zamiaru, bowiem proprezydencka SDPK ma analogiczną sytuację. W czołówce jej listy wyborczej figuruje Isa Omurkułow, były mer Biszkeku, który również był sądzony za nadużycia swej władzy. Sądy pierwszej instancji wprawdzie go uniewinnił, ale prokuratura wniosła apelację. W tym kontekście CKW nie miała zastrzeżeń zaś niektórzy jej członkowie argumentowali, by pozostawić go na liście SDPK, gdyż „Omurkułow zdąży się oczyścić w Sądzie Najwyższym przed wyborami”. Rozumowanie nie było bezdyskusyjne, więc ostatecznie CKW zdecydowała się zarejestrować listy wszystkich partii, które wpłaciły zaliczkę wyborczą. Pod jej naciskiem wyeliminowano jednak 82 kandydatów, umieszczonych na listach 12 partii z powodu ich karalności lub toczących się procesów, zmuszając takie osoby do dobrowolnego napisania podań o rezygnację. Wyjątek dotyczył tylko Myrzakmatowa, którego wykluczono z listy Ata Meken decyzją samej CKW. Omurbek Tekebajew zaprotestował przeciwko tej decyzji grożąc zaskarżeniem jej do sądu, gdyż – w jego przekonaniu – były mer Oszu ma prawo udziału w wyborach, ponieważ wciągnięto go na listę kandydatów przed wydaniem nań wyroku, zaś jego proces ma wymiar polityczny.
Powiązanie pieniędzy i polityki w kampaniach wyborczych prowadzi do wielu innych zachowań i praktyk, które z trudem się mieszczą w ramach demokratycznej polityki.
W trakcie debaty nad ordynacją wyborczą na przykład wielu deputowanych walczyło o to, by partie już po wyborach mogły jednorazowo zmieniać kolejność kandydatów na liście przedstawionej wyborcom. Chodziło o to, by mandaty otrzymali ci, którzy włożyli najwięcej „pracy” w kampanię wyborczą (dali więcej pieniędzy, skuteczniej wykorzystali swe wpływy lub popularność). Propozycja przepadła niewielką liczba głosów, lecz mimo to Babanow oświadczył, że partia Respublika-Ata Dżurt dokona takich zmian po wyborach, zachęcając kandydatów z czołówki listy do rezygnacji, jeśli lista partyjna nie uzyska wystarczająco wiele głosów w przydzielonym im nieformalnie regionie. Tę praktykę ugrupowanie to wykreowało w 2010 roku, gdy z czołówki jej listy wyborczej zrezygnowało 6 deputowanych, którzy powinni byli uzyskać mandaty. Kampanie wyborcze wymagają bowiem dużych pieniędzy – szacunki mówią o 1-2 mln dolarów, które trzeba wydać na skuteczną promocję listy wyborczej. Warto pamiętać przy tym, że PKB per capita jest w Kirgistanie dziesięciokrotnie niższy niż w Polsce. Dziennikarze obliczyli, że u progu wyborów parlamentarnych wszystkie zarejestrowane ugrupowania wpłaciły na swe konta wyborcze łącznie równowartość 4,5 mln dolarów, ale są między nimi ogromne różnice. Największymi sumami dysponuje Onuguu-Progress, SDPK i Republika-Ata Dżurt, podczas gdy na konto jednej z 14 zarejestrowanych partii wpłynęła tylko suma zaliczki wyborczej, stanowiąca równowartość 80 tys. dolarów. Faktycznie wydatki głównych ugrupowań są również dużo większe niż oficjalnie zgłoszone sumy.
Epopeja biometryzacji
Kirgistan jest pierwszym krajem WNP, który zdecydował się na wykorzystanie nowoczesnych technologii wyborczych w celu przeprowadzenia zbliżających się wyborów parlamentarnych. Innowacje obejmują biometryczną identyfikację wyborców oraz użycie automatycznych urn, liczących liczbę oddanych kart do głosowania. Faktycznie chodziło przede wszystkim o stworzenie poprawnego spisu wyborców, bez „martwych dusz” i innych nieścisłości, co umożliwi także eliminację części fałszerstw wyborczych (wielokrotne oddawanie głosów przez te same osoby, wrzucanie do urn nieewidencjowanych kart wyborczych itp.). Zachętą i wzorem była Mongolia, gdzie z powodzeniem zastosowano te innowacje. Projekt sfinansował rząd Japonii, który przyznał Kirgistanowi grant w wysokości 6 mln dolarów, z czego 1 mln przeznaczono na zakup oprzyrządowania technicznego dla komisji wyborczych.
Jednakże przygotowania do wprowadzenia tych innowacji rozpoczęły się na dobrą sprawę dopiero rok temu i przerosły zdolności nieefektywnej administracji. Realizacji projektu nie ułatwiał też brak entuzjazmu zwykłych obywateli. W rezultacie wraz ze zbliżaniem się terminu wyborów piętrzy się góra problemów, prowokując rozstrzygnięcia ad hoc. Te z kolei rodzą nowe dylematy i pytania bez odpowiedzi. Komplikuje to przygotowania do wyborów i raczej grozi nasileniem przeszłych bolączek niż sprzyja przejrzystości nadchodzącej elekcji.
Trudności, związane z adaptacją nowych technologii można podzielić na trzy grupy: problemy prawne, organizacyjne i techniczne.
Problemy prawne
Wątpliwości prawne ujawniły się już na początku operacji. Wedle ustawy o wyborach, spis wyborców powinna przygotować Centralna Komisja Wyborcza i żaden inny podmiot nie powinien w to ingerować. Tymczasem rząd (z braku czasu i odpowiedniej regulacji, jak później tłumaczono) powierzył przygotowanie elektronicznego spisu wyborców Państwowej Służbie Rejestracyjnej (PSR), będącej agendą rządową, która zajmuje się wydawaniem dowodów osobistych i ewidencją ludności.
PSR miała zebrać dane personalne i biometryczne (tj. odciski palców, a także fotografię twarzy i wzór podpisu) od wszystkich obywateli i przydzielić im personalny kod identyfikacyjny. Na tej podstawie miał powstać elektroniczny spis wyborców, który zamierzano opublikować w Internecie, by każdy mógł sprawdzić czy został w nim umieszczony. Zweryfikowany tą drogą spis miał następnie posłużyć do biometrycznej identyfikacji obywateli w obwodowych komisjach wyborczych w dniu głosowania za pomocą elektronicznych skanerów. Wiosną 2015 usankcjonowano tę praktykę w ordynacji wyborczej stanowiącej, że PSR sporządzi spis wyborców i przekaże go CKW z podziałem na obwodowe komisje wyborcze. Prezydent obarczył wicepremiera Sarpaszewa osobistą odpowiedzialnością za przeprowadzenie biometryzacji, grożąc mu dymisją w przypadku niepowodzenia.
Drugi problem jest znacznie poważniejszy. Otóż, w kwietniu 2015 roku prezydent Atambajew podpisał ustawę konstytucyjną stanowiącą, iż obywatele, którzy nie złożą biometrycznych danych, nie będą mieli prawa uczestnictwa w wyborach. Ustawa wywołała wiele emocji, gdyż ogranicza powszechne prawo wyborcze. Podniosły się głosy, iż przymus składania biometrycznych danych jest sprzeczny z konstytucją oraz zarzuty, że rząd nie zapewnia bezpieczeństwa zebranych danych (kradzieże laptopów z danymi). Prośbę o zajęcie stanowiska w tej sprawie skierowała do Izby Konstytucyjnej Sądu Najwyższego pozarządowa organizacja „Klinika prawna Adilet”. Klara Soorunkułowa, sędzia Izby Konstytucyjnej, która przygotowywała pozytywne orzeczenie w tym przedmiocie, została w końcu czerwca ekspresowo zdymisjonowana przez parlament na wniosek Rady Sędziów, poparty przez prezydenta. Udało się to wprawdzie dopiero w trzecim głosowaniu, ale bez wysłuchania samej Sooronkułowej. Orzeczenie Izby Konstytucyjnej SN w sprawie konstytucyjności przymusu biometryzacji ma być wydane dopiero w końcu września, czyli tuż przed elekcją. Zważywszy skalę dotychczasowej presji, zapewne będzie ono pozytywne lub wymijające.
Problemy organizacyjne
Chociaż wicepremier Sarpaszew uruchomił wiele dźwigni nacisku na administrację lokalną, by zbierała konieczne dane, w połowie czerwca ujawniono, że biometrycznej rejestracji dokonała tylko połowa uprawnionych do głosowania. Na liście tej zabrakło prezydenta, premiera i wielu ministrów. Ten ostatni brak szybko wyeliminowano, ale na prowincji biometryzacja posuwała się powoli. W miesiącach letnich PSR włożyła wiele wysiłku, by zarejestrować dodatkowo prawie 800 tysięcy obywateli. Okazało się wtedy, że ponad 9 tysięcy nie posiada adresu, zaś w przypadku prawie trzystu osób popełniono błędy, przydzielając ten sam kod wielu osobom; rekord wynosił 17 osób zarejestrowanych biometrycznie pod jednym kodem. Błędy te miano wkrótce naprawić. Alina Szajkowa, przewodnicząca Państwowej Służby Rejestracyjnej poinformowała rząd, że w odnowionej bazie danych znajduje się 2 miliony 417 tysięcy obywateli. „Rezultaty tej pracy dają nadzieję, że po raz pierwszy w historii powstanie jakościowy i aktualny spis wyborców na podstawie personalnych i biometrycznych danych” – powiedziała w dniu 21 sierpnia. Pięć dni później Tujgunaaly Abdraimow, przewodniczący Centralnej Komisji Wyborczej, nie zostawił na niej suchej nitki: „Tak złego spisu wyborców, jaki przygotowała PSR, w historii Kirgistanu jeszcze nie było!” – zawyrokował. Jednakże Ajnura Usupbekowa, przewodnicząca Taza Shailoo, jednej z organizacji pozarządowych, zajmujących się wyborami, złagodziła konfliktowe relacje między tymi instytucjami. Występując przed komisją parlamentarną zaapelowała do deputowanych, by nie zrzucać całej winy na Państwową Służbę Rejestracyjną, gdyż część problemów ze spisem wyborców bierze się z terytorialnych przemieszczeń ludności. Jej zdaniem, podział zarejestrowanych obywateli na obwodowe komisje wyborcze został dokonany prawidłowo, lecz ludzie zmieniają miejsca zamieszkania, zaś administracje lokalne nie kwapią się, by zaktualizować spisy wyborców.
Głosowanie na deputowanych Żogorku Kenesza ma się odbyć także zagranicą. W pierwszym półroczu 2015 roku dostarczono placówkom konsularnym urządzenia do biometrycznej rejestracji obywateli Kirgistanu. W sierpniu rząd wydał rozporządzenie wyjaśniające, że posiadanie biometrycznej rejestracji wystarczy do oddania głosu. Na temat postępów tej rejestracji zagranicą panuje głuche milczenie. Tymczasem w samej Rosji przebywa około pół miliona migrantów zarobkowych z Kirgistanu (11% ludności tej republiki). To stwarza ogromne wyzwania i nie mniejsze pokusy do manipulacji. W poprzednich wyborach CKW unieważniła wszystkie protokoły głosowania w Rosji i kilku innych krajach z powodu ich wad.
Problemy techniczne
Pierwszy test działania nowego systemu przeprowadzono wiosną w kilku komisjach obwodowych w trakcie wyborów lokalnych. Okazało się, że system nie rozpoznał ok. 10% wyborców, którzy złożyli dane biometryczne i posiadali zaświadczenie o przydzielonym im kodzie. Druga próba przeprowadzona latem z udziałem ponad 170 tysięcy obywateli wykazała 6,4% negatywnych weryfikacji w analogicznych przypadkach. Elektroniczny system jest niedopracowany i nie działa poprawnie – stwierdzają wszyscy z wicepremierem Sarpaszewem włącznie. W tych warunkach zrodziło się mnóstwo nowych, szczegółowych problemów i rozbieżnych propozycji ich rozwiązania, których nie będziemy relacjonować z powodu braku miejsca. Zaznaczmy tylko, że wiele z nich nie ma uregulowań prawnych, a nierzadko brak też instrukcji CKW, co robić w takich przypadkach.
Nowe technologie wyborcze wymagają też aktywności od obywateli. Muszą oni nie tylko złożyć dane biometryczne, ale także sprawdzić czy są na liście wyborców w swojej komisji obwodowej za pomocą elektronicznej aparatury. Wielu obywateli, zwłaszcza starszych, nierzadko posługujących się nadal sowieckimi paszportami, nie pali się do tego i dobrowolnie rezygnuje ze swoich praw wyborczych. Nie zadziałała nawet obietnica bezpłatnego wydawania nowych dowodów osobistych osobom, które ukończyły 60 lat.
Wreszcie – wielką niewiadomą jest też wydolność nowego systemu głosowania, gdyż elektroniczna identyfikacja wyborców, poprzedzająca samo głosowanie, wydłuża czas pobytu obywatela w lokalu wyborczym. CKW poinformowała, że do dyspozycji ponad dwóch tysięcy komisji obwodowych zakupiono ponad siedem tysięcy kompletów technicznego oprzyrządowania, składających się z laptopów i skanerów. Przyjęto założenie, że przepustowość jednego kompletu wynosi 400 osób dziennie, czyli 33 wyborców na godzinę przy 12 godzinnej pracy lokali wyborczych. Czy to się sprawdzi, okaże się dopiero 4 października.
Próba generalna
1 września ogłoszono, że spis wyborców obejmuje już 2 mln 520 tysięcy obywateli, zaś błędy systemu identyfikacji biometrycznej zredukowano do 2,5%. 6 września zaczęła się masowa identyfikacja obywateli w obwodowych komisjach wyborczych wedle biometrycznych danych. Ostateczne spisy wyborców mają być skompletowane do 23 września. Stworzono też dodatkową możliwość biometrycznej rejestracji do 19 września tym, którzy dotąd tego nie uczynili. Jednocześnie władze zapowiedziały kategorycznie, że osoby, które nie złożą biometrycznych danych do tego czasu, nie będą mogły głosować. Zarazem CKW ma stworzyć pełny spis wyborców i uruchomić telefon pod którym można sprawdzić bądź uszczegółowić swoje dane oraz dowiedzieć się w której komisji można głosować. Wiceprzewodnicząca CKW Gulnara Dżurabajewa przyznała jednak, że problemy mogą być, gdyż było za mało czasu, by cały system odpowiednio przygotować. Jednocześnie zakomunikowała bulwersującą nowość, która idzie na przekór logice powyższych decyzji.
Wedle słów Dżurabajewej „rząd przygotowuje obecnie projekt rozporządzenia, pozwalający obywatelom, posiadającym dowód osobisty wzoru 1994 roku, na udział w głosowaniu pod warunkiem pobrania specjalnej wkładki”. Gdzie, kiedy i na jakich zasadach takie wkładki mogą być wydawane, pozostaje na razie tajemnicą. I co z obywatelami, którzy posiadają dotąd sowieckie dowody tożsamości? Na te pytania brak odpowiedzi.
Deklaracja rządu zdaje się być retorycznym ustępstwem wobec krytyków, oskarżających władze o bezprawne pozbawienie praw wyborczych dużej grupy obywateli. Wśród nich była także Unia Europejska. Gdyby jednak podjęto jakąś próbę jej realizacji w ostatnich dwu tygodniach przed wyborami, nieuchronnie chaotyczną i cząstkową, to zamieszanie w dniu wyborów uległoby zwielokrotnieniu, podobnie, jak liczba skarg o naruszenie ordynacji wyborczej, która dokumentu z wkładką nie przewiduje. Każdy sąd uzna taką skargę – przewiduje dziennikarka portalu 24.kg. Trudno też uwolnić się od podejrzeń, że nieunikniony w takim przypadku bałagan mógłby stworzyć żyzne pole do manipulacji przy ustalaniu wyniku wyborów lub nawet prowadzić do ich unieważnienia, gdyby wynik okazał się być dużo niższy od oczekiwań obozu prezydenckiego.
Reperkusje
Emocje i napięcia, wywołane przez biometryzację wypchnęły z pola widzenia kwestie skompletowania składów i właściwego przygotowania komisji wyborczych do przeprowadzenia wyborów oraz zagwarantowania rzetelnego podliczania głosów. W oficjalnej retoryce, zachwalającej nowe technologie wyborcze jako gwarancję uczciwych i przejrzystych wyborów, jest wiele przesady. W wariancie zastosowanym w Kirgistanie wykorzystano tylko niewielką część możliwości, jakie stwarza obecna technika elektroniczna. Dane biometryczne faktycznie służyć będą tylko do stwierdzenia czy dana osoba jest na liście wyborczej, czy nie. Elektroniczne urny mogą tylko podliczać liczbę kart do głosowania wrzuconych do urn, lecz nie rejestrują na jakie ugrupowanie został oddany głos. Wynik wyborów ustalany będzie drogą tradycyjnego liczenia głosów przez komisje wyborcze. Podobnie będzie z rozstrzyganiem wątpliwości w przypadku kart, które automatyczna urna odrzuci i innych kwestii. Z uczciwym ustalaniem rezultatów wyborów tradycyjnym sposobem było w przeszłości nie mniej problemów niż z wadliwymi spisami wyborców. Jednakże ta kwestia jest nieobecna w publicznym dyskursie.
Scenariusze przebiegu wyborów
Podsumowując cierniowy proces przygotowań do wyborów parlamentarnych można zarysować dwa brzegowe scenariusze ich przebiegu.
Pierwszy z nich zakłada, że skala problemów prawnych, organizacyjnych oraz technicznych ujawnionych przed wyborami, może ulec kumulacji w dniu głosowania, wywołując duże niezadowolenie oraz lawinę skarg i procesów powyborczych. Nie można wykluczyć lokalnych protestów czy zamieszek, a nawet incydentów z użyciem przemocy (jak w wyborach samorządowych na południu w ubiegłym roku). W tej sytuacji partie niezadowolone z wyniku wyborów mogą próbować skanalizować objawy niezadowolenia w ogólnonarodową akcje protestu przeciwko władzom. Prawdopodobieństwo takiego scenariusza ogranicza jednak krytyczny stosunek większości obywateli do konsekwencji dwóch poprzednich rewolucji oraz naturalne pragnienie stabilizacji.
Drugi scenariusz zakłada, że pomimo wszelkich potencjalnych komplikacji, wybory przebiegną spokojnie i bez wstrząsów, gdyż obywatele, którzy nie zarejestrowali się biometrycznie, po prostu nie przyjdą głosować, zaś komisje wyborcze będą unikać konfliktów i rozstrzygać wszystkie wątpliwe kwestie bez zbytniego rygoryzmu i przesadnej troski o jednorodność decyzji i praktyk w całym kraju. Ciężar ustalenia wyniku wyborów weźmie na siebie Centralna Komisja Wyborcza, która „wypośrodkuje” uzyskane dane z komisji obwodowych w toku własnych obrad, nacisków politycznych oraz niejawnych przetargów z liderami wiodących partii, a nawet z głównymi przegranymi. Tak było w duże mierze w roku 2010 i ten schemat może się powtórzyć w jakimś wariancie w październiku, choć władza wykonawcza jest obecnie dużo silniejsza i mniej koncyliacyjna niż Rząd Tymczasowy. Czasu na uzgodnienia będzie jednak pod dostatkiem. Wyciągając wnioski z doświadczeń pierwszych konkurencyjnych wyborów w roku 2010, w obecnej ordynacji zapisano, że Centralna Komisja Wyborcza ma m i e s i ą c na ogłoszenie oficjalnych rezultatów elekcji parlamentarnej. Procedura składania skarg powyborczych została uszczegółowiona i zcentralizowana. Większość z nich mają rozstrzygać komisje wyborcze z CKW na czele. Dopiero po wyczerpaniu tej drogi można zwracać się do sądu. Skargi rozpatrywać będzie tylko jeden sąd w Biszkeku, co skomplikuje i wydłuży ten proces, paraliżując na długo akcje protestacyjne. Lokalne protesty, jeśli się pojawią, będą likwidowane w zarodku przez struktury siłowe. Nowe technologie, uzyskany sprzęt, a zwłaszcza praca włożona w przygotowanie elektronicznego spisu wyborców, mogą zaprocentować w pełni dopiero w trakcie wyborów prezydenckich 2017 roku – o ile będzie polityczna wola ich uczciwego przeprowadzenia.